Ekstremalnie ostry sos God Slayer 60ml
Jeśli w waszym życiu brakowało Wam czegoś, po czym wasze wnętrzności rozpali żywy ogień, oczy wyjdą z orbit a mózg zacznie się gotować - to ten przyjemniaczek może zapewnić wam podobne doznania. Uważajcie na niego, choć wygląda niepozornie – w środku skrywa ogień Caroliny Reaper (wciąż najostrzejszej papryki na świecie!), tropikalnego Habanero i ekstraktu z papryki o mocy 9 MLN SHU!
Jeśli w waszym życiu brakowało Wam czegoś, po czym wasze wnętrzności rozpali żywy ogień, oczy wyjdą z orbit a mózg zacznie się gotować - to ten przyjemniaczek może zapewnić wam podobne doznania.
God Slayer to jeden z najostrzejszych sosów, z jakimi przyszło nam obcować – to prawdziwie paląca mikstura gotowa rozłożyć na łopatki nawet najbardziej doświadczonych chiliheadów...
Uważajcie na niego, choć wygląda niepozornie – w środku skrywa ogień Caroliny Reaper (wciąż najostrzejszej papryki na świecie!), tropikalnegoHabanero i ekstraktu z papryki o mocy 9 MLN SHU!
Nie zostanie Wam wiele czasu na rozkoszowanie się bukietem przypraw, mocnej czosnkowej nuty, smakiem soczystych pomidorów czy burbonu (tak – jest w składzie!) - ostry sos God Slayer uderza znienacka i nie bierze jeńców, ale za to poniewiera naprawdę długo. Trzeba przyznać – nazwa oddaje sprawiedliwość...
Sos God Slayer to coś, co wielu wielbicieli ostrego żarcia może nazwać prawdziwym wyzwaniem – traktujcie go z respektem! Polecamy używać w niewielkich ilościach do zaostrzania innych sosów, zup, gulaszy, curry czy innych potraw, które potrzebują niebagatelnej dawki ostrości. Ostrzegaliśmy - będzie piekło!
Skład: pomidory, ocet jabłkowy, czosnek, burbon, sok z limonki, papryka Carolina Reaper, Habanero, oleożywica z papryki o mocy 9 MLN SHU, sól, zioła
Pojemność: 60ml
Kraj pochodzenia: Wielka Brytania
-
OstrośćZapachSmakJestem początkującym ostrozercą i God Slayer to dopiero mój drugi ostry sos po Fire Demon, jaki spróbowałem. Dlatego też w kontekście swoich, póki co, skromnych doświadczeń dokonuje tej rekomendacji. Zacznę od plusów ujemnych jak mawiał klasyk. Dozowanie tego sosu jest kiepskie, bo ma szyjkę jak jakiś syrop. Komuś, kto wali na dzień dobry, tego sosu na kanapkę tyle co normalni ludzie ketchupu, to raczej nie będzie przeszkadzać. Drugie do czego mogę się doczepić to barwa wyglądająca jak kupka niemowlęcia. Ale estetyka nie stanowi żadnego kryterium dla ostrozerstwa, bo pożeranie scovili to nie kontemplacja sztuki Michała Anioła Buonarottiego. Przechodząc do meritum, przechodzimy jednocześnie do plusów dodatnich. Ostrość jest zabójcza, ale przy odpowiednio cienkim rozsmarowaniu na kanapce ból jest paradoksalnie przyjemny. Najbardziej podoba mi się umiarkowanie brutalny atak kilkudziesięciu igiełek na język. Zapach jest znacznie przyjemniejszy niż w przypadku Fire Demona. Smakiem jednak góruje Fire Demon. Reasumując, warto skonsumować i się popłakać.